Podsumowując temat tego, jak starać się o dziewczynę, to jako mężczyzna powinieneś nadawać relacji od początku właściwy kierunek i tak kierować rozmową i randkami, żeby zainteresować sobą kobietę poprzez bycie emocjonującym rozmówcą, bycie wyzwaniem, tajemnicą w odpowiednim stopniu, gentlemanem.
Praktyczny poradnik krok po kroku. Teraz czas na. Pielęgnacja gwiazdy betlejemskiej skupia się głównie na podlewaniu. Roślinę nawadnia się wyłącznie, kiedy ziemia jest przesuszona, ale za to dość obficie, najczęściej co 2-3 dni. Ponsecja powinna mieć doniczkę z większymi dziurkami, by nadmiar wody mógł odciekać.
Plik Jak Dbać o Kobietę Żeby Była Szczęśliwa Poczucie Bezpieczeństwa w Związku.mp4 na koncie użytkownika mafuta • folder Jak poderwać dziewczynę - Paweł Grzywocz • Data dodania: 12 mar 2018
Koncentrujemy się na nieszczęściu tak jakby to była jedyna radość istnienia. Przyklejamy do siebie smutek, nawet z nim nie walcząc. Przyklejamy do siebie smutek, nawet z nim nie walcząc. A teraz najważniejsze – nie ważne w jakim momencie życia się znajdujesz, jak okropnego nieszczęścia doświadczasz, to i tak masz prawo do
Aby zrozumieć, jak uszczęśliwić kobietę, musisz wyobrazić sobie ją jako lokatę w banku - im więcej zainwestujesz w kobietę, tym więcej ona da ci w przyszłości! Często mężczyzna kocha nawet nie samą kobietę, ale uczucia, których doświadcza będąc obok swojej kobiety. Ale kobiety są inne, chcą czuć się potrzebne, ważne, można powiedzieć, najważniejsze w życiu […]
inay napisał/a: Mężczyzna powinien dbać o kobietę tak żeby czuła się kochana, szanowana i doceniana. I z wzajemnością oczywiście. Jeśli chłopak naprawdę kocha to kobieta właśnie tak się przy nim czuje, ponieważ kochający się ludzie myślą o partnerze i zrobią wiele by go uszczęśliwić.
Idź się przekonaj. To jest jak w świecie zwierząt. Patrzymy się na to, co nam się podoba. Nie podobijaj do kobiet, które się na Ciebie nie patrzą, bo to się na nic nie zda. Mit 2: “Najlepsze miejsce na podryw to kluby i bary, bo tam kobiety się stroją przez 3 godziny, żeby dla nas ładnie wyglądać.”
ioe8r1. Aby dbać o rybę betta, karm ją dietą, która składa się głównie z paszy peletowanej. Aby zapobiec przejadaniu się, podawaj około 3 peletki rano i 3 peletki na noc. Możesz również uzupełnić ich dietę żywymi lub mrożonymi solankami lub ochotkami. Idealne uzupełnienie dla betta fish Powinien znajdować się na dużej przestrzeni, z co najmniej 24 calami kwadratowymi wody na każdy cal ryby. Pompa wodna i filtr są ciche i zapewniają stały przepływ wody. Woda powinna mieć temperaturę od 22 do 27 stopni Celsjusza. Co zrobić z rybą betta? Kryjówka: szczególnie jeśli używasz oświetlenia lub masz kilka kopii ryb Betta, konieczne jest stworzenie wszelkiego rodzaju kryjówek wewnątrz akwarium. Możesz zakopać miski, zrobić gniazdo z roślinami, kokosami, kłodami, zamkami Jak wybrać akwarium dla ryb Betta? W ten sposób zalecamy wybór mężczyzny i kobiety, ponieważ dwaj mężczyźni razem również często mają problemy. Wybierając akwarium dla swoich betta lub rybek, konieczne będzie, aby wymiary były znaczne, aby mogły swobodnie pływać i nie stwarzały żadnego problemu dla ich szerokiego ogona. Jakie czynniki wpływają na pielęgnację ryb Betta? Czynnikiem, który będzie miał bezpośredni wpływ na pielęgnację ryb Betta, żywienie i akwarium jest obecność innych zwierząt w akwarium, czy mówimy o innych rybach Betta, innych gatunkach a nawet czystszych mięczakach czy krewetkach akwariowych . Jak sprawić, by ryba betta była szczęśliwa? Jak sprawić, by ryba betta była szczęśliwa? Zapewnij mu miejsce do życia, które przypomina mu jego pierwotne siedlisko. Upewnij się, że masz czyste akwarium. Nie używaj wody destylowanej do swojej betta. Użyj akwarium z pokrywką, aby pomieścić swoją betta i zapewnić jej bezpieczeństwo. Zapewnij odpowiednią ilość jedzenia. Jaką wodę nakładasz na rybę betta? Temperatura wody i warunki dla ryb Betta Woda w akwarium powinna mieć pH obojętne lub lekko kwaśne maksymalnie -6,5. Eksperci zalecają, aby do czyszczenia akwarium lub dekoracji nie używać środków dezynfekujących ani mydła; lepiej zdecydować się na gorącą wodę. Ile razy dziennie jedzą betta? Chociaż może się wydawać, że to niewiele, ponieważ ludzie są nieco „żarłoczni” w stosunku do jedzenia, ryby betta (jak większość ryb) muszą jeść tylko raz dziennie. Są jednak osoby, które wolą dzielić dzienną dawkę dwa razy, co nie stanowi problemu, o ile w końcu jedzą to samo. Jak sprawić, by ryba Betta dobrze się bawiła? Trenuj swoją rybę betta do pływania, a nawet skakania przez obręcz. W miarę jak Twoja betta staje się coraz bardziej komfortowa podczas pływania przez obręcz, powoli podnoś ją, aż spód obręczy ledwo dotknie powierzchni wody. Pamiętaj, aby nie przekarmiać ryb betta. Co ryba Betta lubi najbardziej? Jedną z rzeczy, które bardzo lubią ryby Betta, zwłaszcza samice, jest zabawa w chowanego i poczucie bezpieczeństwa w małych schroniskach. Skąd wiedzieć, że moja ryba jest szczęśliwa? Zdrowe ryby są wrażliwe i zawsze zwracają uwagę na bodźce w swoim środowisku. Dlatego jeśli dostrzegą jakiekolwiek zagrożenie lub dziwny bodziec, szybko uciekają. Ich skóra i łuski są zdrowe i żywe. Zdrowa ryba nie powinna cierpieć z powodu utraty łusek lub zmian w wyglądzie, jasności lub kolorze. Ile granulek pokarmu powinna jeść ryba betta? Podaj mu ilość wielkości gałki ocznej. Oznacza to, że powinny spożywać około 3 czerwonych robaków lub krewetek solankowych na posiłek. Jeśli podasz im peletki, ta porcja to 2-3 namoczone peletki na posiłek. Ryba betta może spożywać tę ilość 1 lub 2 razy dziennie. Jak długo ryba Betta może wytrzymać bez jedzenia? W normalnych warunkach ryba może żyć bez jedzenia przez około 2-3 dni. Po upływie tego okresu zwierzę wykaże pewną słabość, co z jednej strony jest logiczne, a brak pożywienia i składników odżywczych spowoduje znaczny spadek odporności. Ile pelletów karmi ryba? Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że musimy naśladować ich naturalne nawyki żywieniowe, idealnym rozwiązaniem jest karmienie ich małymi dawkami, jeśli to możliwe, cztery do sześciu razy dziennie, uważając, aby ich nie przekarmić. Co się stanie, jeśli ryba Betta nie je? Nie jest głodny Żołądek betta jest bardzo mały i może dajesz mu za dużo jedzenia i po prostu nie pasuje i dlatego twoja betta nie chce jeść. Kluczem do tego, aby nasza ryba nie przestała jeść, jest podanie jej niewielkiej ilości dobrej jakości pokarmu.
Urodziłam się w 1984 roku. Odkąd pamiętam Święto Niepodległości kojarzyło mi się z powiewającymi na wietrze flagami i dniem wolnym od codziennych obowiązków. Niemniej dopiero jako 33-letnia kobieta pojęłam, czym w swej istocie jest NIEpodległość. Co ciekawe, do wniosków, które tu przytoczę, pomogła mi dotrzeć – dokładnie 11 listopada, w dzień ultrapatriotyczny dla Polski – rodowita Kenijka. 😉 Poznałam ją kilka dni temu. Jechałyśmy tym samym autobusem. Zachwyciła mnie jej uroda. Odurzająco piękna karnacja, w kolorze czekolady. Ogromne oczy, błyszczące niczym czarne brylanty. Bajeczne ciemne loki. Zapatrzyłam się. Wyglądała jak posąg. Kiedy przygotowywała się do wyjścia, szepnęłam jej do ucha: “You are extremly beautifull! WOW!!!”. Wysiadłyśmy na tym samym przystanku. Towarzyszył jej przesympatyczny młody mężczyzna, również pochodzący z Kenii. Moją – niezgrabną jak kilkudniowy źrebaczek – angielszczyzną zaczęłam z nimi rozmawiać. Okazało się, że to ich pierwsze tygodnie w w Lublinie. Przyjechali do Polski w ramach studenckiej wymiany. W trakcie rozmowy moja fascynacja nimi tylko się pogłębiała, więc zaproponowałam, żebyśmy w sobotni wieczór “going to drink some local beer and dancing maybe” (tak wiem – mój angielski jest na zastraszającym poziomie 😉 Wybraliśmy się na umówione “local beer and dancing”. Oni, ich dwóch znajomych, “mój” Bartek i ja. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin. Najpierw w mocno obleganym pubie, potem na dyskotece. Miałam możliwość przyjrzeć się z bliska, zarówno polskim kobietom, jak i nowopoznanej, egzotycznej znajomej. Kiedy odespałam tę magiczną noc, zaczęły do mnie docierać szalenie ważne świadomości. Zrozumiałam, że egzotyka Eve (tak ma na imię “moja” kenijska fascynacja) tylko z pozoru polega na odmienności jej urody. Bo czy wśród Słowiańskich kobiet brakuje urodowej różnorodności? Czy po polskich ulicach chodzą tylko niebieskookie, różanolice blondynki? Nie. My Słowianki – pod względem wizualnym – często różnimy się od siebie nazwajem, równie mocno, jak ja różnię się od rdzennej Afrykanki. Co więc tak intensywnie odróżnia Eve-Kenijkę od Polek-Słowianek? Według mnie – zgoda na własną kobiecość. Kobiecość rozumianą jako wielopłaszczyznowe zjawisko, obejmujące wszystkie wymiary funkcjonowania człowieka płci żeńskiej: cielesny (w tym seksualny), mentalny, emocjonalny oraz duchowy. To jest ten “factor X”, który ona wyssała z mlekiem matki, a którego my – Polki-Europejki od maleńkości byłyśmy regularnie, okrutnie – choć bezrefleksyjnie – pozbawiane przez kobiety z poprzednich pokoleń. Zagotowało się w Tobie? Szumi Ci w głowie wątpliwość pt. co ta Adamowska bredzi? Mam nadzieję, że tak! Im bardziej Cię to poruszyło, tym goręcej zachęcam do dalszej lektury. Dlaczego? Bo natężenie pobudzenia świadczy o intensywności nieuwolnionych, starych emocji, które proszą o… wyzwolenie z Twoich: ciała i podświadomości. Poczuj więc te treści całą sobą. 😉 Na czym więc polega zgoda na własną kobiecość, którą przypisuję Eve, a której brak “zarzucam” większości Polek, jakie dane mi było obserwować? Czy to nie nazbyt duże uogólnienie? Przecież sama napisałam, że się od siebie bardzo różnimy. Owszem, są obszary – jak choćby wspomniane wcześniej typy urody – w których różnice są nie do podważenia. Ale mamy również sporo cech wspólnych. Jak je postrzegam? Moim zdaniem Polki – bez wątpienie – są pięknymi kobietami. Mają w sobie subtelną sensualność, serdeczność, czułość, grację i charakterystyczny dla Słowianek sposób ekspresji. Są absolutnie niesamowite, jako przedstawicielki tej konkretnej rasy. Niestety… równie mocno jak wyjątkowe, są też zakompleksione, stłamszone i totalnie nieświadome swojego (zewnętrznego i wewnętrznego) piękna. Komplementowane peszą się albo milkną, niekiedy wręcz złoszczą się lub negują otrzymaną pochwałę. Są też takie, które mylą umiejętność okazywania – najczęściej powierzchownej – pewności siebie, ze zdrowym poczuciem własnej wartości. W zachowaniach mających na celu demonstrację ich walorów, pobrzmiewa – żeby nie powiedzieć ryczy – potężny deficyt samoakceptacji. Zarówno te z pierwszej, jak i z drugiej grupy swoje – subiektywnie odczuwane – lęki, kompleksy i braki, projektują na… inne kobiety. Kobiety, z którymi – mniej lub bardziej świadomie – rywalizują o… no właśnie o co? O poczucie bycia tą lepszą. Jeśli nie ładniejszą, to mądrzejszą i na odwrót. Jeśli nie lepiej wykształconą, to bogatszą. Jeśli mniej kochaną, to lepiej zorganizowaną. Jeśli z kiepską kondycją fizyczną, to bardziej skoncentrowaną na zdobywaniu wiedzy. Podobne obserwacje poczyniłam już dawno, dawno temu, ale dopiero wczoraj – “dotknięta” egzotyczną energią Eve – osadziłam tę świadomość w emocjach. Co więc ma ona, czego brakuje – niestety wielu, wielu – Polkom? I jak warto do tych braków podejść, by ich świadomość nas budowała, zamiast osłabiać? Recepta jest tak banalnie prosta w zrozumieniu, jak cholernie trudna w realizacji. A brzmi: zamiast rywalizować – czerp od innej kobiety inspirację. Nawet – a może zwłaszcza – jeśli czujesz, że przewyższa Cię w ważnej dla Ciebie dziedzinie. Korzyści tego rozwiązania naprawdę nie da się przecenić. Kiedy Eve usłyszała ode mnie, że uważam ją za ekstremalnie piękną nie zaprzeczała, nie deprecjonowała siebie, nie była zakłopotana. Ze wzruszeniem, ale pewnie odpowiedziała na mój komplement: “Thank You. You too.” Dzięki jej zgodzie na własną – uderzająco bujną – kobiecość, poczułam przestrzeń i pełną swobodę do wyrażania mojej. W konsekwencji tego obie – nieskrępowane blokadami emocjonalnymi drugiej strony – bawiłyśmy się doskonale w swoim towarzystwie. Dając sobie pozawebralne przyzwolenie na bycie najlepszą, bo najprawdziwszą wersją samych siebie, podarowałyśmy sobie i sobie nawzajem przecudne doznania. Nakarmiłyśmy się tym, co w każdej z nas – pod wpływem akceptacji tej drugiej – tak płynnie i lekko rozkwitło. W dyskotece – pełnej prześlicznych polskich studentek – weszłyśmy na podwyższenie i tańczyłyśmy z dziką radością wolnych, kochających swoje ciała kobiet. Gdy managerka klubu – widząc jak cudnie wygląda i tańczy Eve, zaproponowała jej pracę hosstessy – skakałam z radości razem z nią. Ogromnie mnie ucieszyło to, że inna kobieta doceniła – skądinąd bezdyskusyjne – zalety “mojej” pięknej Kenijki. O szczęściu, wypisanym na ślicznej buzi Eve, nie wspominając. No dobrze, ale jak to wszystko się ma do NIEpodległości i schematów narzucanych nam przez przez kobiety z poprzednich pokoleń? Hmm… A od kogo się w dzieciństwie i młodości uczyłaś, co jest kobiece? Kto Ci codziennie pokazywał jak się zachowuje (dorosła) kobieta? Czyj sposób realizowania własnej kobiecości obserwowałaś przez kilkanaście pierwszych lat życia? Okresu kluczowego z punktu widzenia formowania się Twojej kobiecości. Tadam!!! Zachowania, postawy i przekonania naszych prababek, babek i matek ukształtowały nas w konkretne Istoty płci żeńskiej. Gdybyśmy zamiast słuchać, że “Dziewczynki mają być grzeczne.” słyszały: “Jesteś cudowna taka, jaka jesteś.”… Gdyby nasze ciała były traktowane z czułością i szacunkiem… Gdyby nasze potrzeby i sprzeciwy były respektowane… Gdybyśmy czuły, że mamy prawo upadać, testować, błądzić i szukać najlepszych dla siebie rozwiązań… Gdybyśmy to dostały, jako dziewczynki, dawałybyśmy to sobie i innym, jako kobiety. Skorupka nasiąka wszystkim, co ją otacza, nie tylko tym, co chcą lub umieją dostrzec ci, który to otoczenie formowali. NIEpodległa vel WYZWOLONA kobieta to ta, której każdy dzień jest Dniem Niepodległości. Strzeże własnych granic, jak bram świątyni. Nie dlatego, że “nienawidzi tego, co jest poza tą światynią, ale dlatego, że kocha to, co jest w jej środku”. NIEpodległa vel WYZWOLONA kobieta to ta, która miękko niczym unoszona wiatrem flaga, płynie z prądem swojego przeznaczenia. Płynie, będąc jednocześnie mocno ugruntowaną w fundamentach – zgodnych z jej duszą – wartości. NIEpodległa vel WYZWOLONA kobieta to ta, która – mimo bólu, strachu i wstydu – nie podaje się. I walczy. Ale nie ze sobą, lecz O SIEBIE. Walczy, by być dla siebie i dla innych energią akceptacji. Akceptacji, na której może rozkwitać Przestrzeń Świadomej Kobiecości. Jeżeli czujesz, że chciałabyś/ chciałbyś popracować ze mną indywidualnie w tym linku znajdziesz informację o tym, w jaki sposób możemy to zrobić: Opinie o pracy ze mną: Informacje na temat aktualnie prowadzonych przeze mnie warsztatów będą pod tym linkiem: Jeśli masz ochotę przeczytać o moim całym procesie ukochiwania siebie zapraszam Cię do lektury mojej książki SCHEMATRIX W Klatce ‘normalności’: Zapraszam Cię również do przeczytania innych moich tekstów: oraz na fanpage Zdrowa Szczęśliwa Kobieta: A także na mój kanał YouTube: Wypracuj Zdrową Szczęśliwą siebie, bo jesteś swoją życiową inwestycją.
Czy nadal jesteś samotna? Czy czujesz, że jesteś za stary, aby rozpocząć związek? Odpowiedź na te pytania jest bardzo oczywista: jesteś samotna, ponieważ nie znalazłaś odpowiedniego partnera. Jeśli jednak nie jesteś zainteresowana zamążpójściem, nie musisz się smucić. Jest wiele kobiet, które nie są gotowe do zawarcia małżeństwa w wieku 32 lat. Kobiety nie muszą czekać do 30 czy 35 roku życia, aby wyjść za mąż. W rzeczywistości niektóre kobiety są już zamężne w wieku 32 lat. Jeśli spojrzeć na statystyki, można się zdziwić, że około 65% kobiet wychodzi za mąż przed ukończeniem 30 roku życia. Według statystyk, jeśli nie jesteś szczęśliwa w swoim małżeństwie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozwiedziesz się w ciągu 4-7 lat od ślubu. Jeśli jednak jesteś szczęśliwy w swoim życiu i w swoim związku, będziesz miał szczęśliwe życie małżeńskie. Co więc dokładnie oznacza termin “szczęśliwe życie małżeńskie”? Definicja “szczęśliwego małżeństwa” to życie w małżeństwie, w którym jesteś kochany i otoczony opieką swojego partnera. Jeśli masz szczęśliwe życie małżeńskie, nie będziesz musiała borykać się z takimi problemami jak rozwód, separacja czy śmierć współmałżonka. Życie mężatki nie ogranicza się tylko do posiadania dzieci. 32-letnia kobieta również może mieć szczęśliwe życie małżeńskie. Nie musi się więc martwić o czynnik wieku. Jak zapewnić sobie szczęśliwe życie małżeńskie w wieku 32 lat: Jak sama nazwa wskazuje, powinnaś skupić się na rodzinie i przyjaciołach oraz prowadzić proste i szczęśliwe życie. Jeśli jesteś szczęśliwa w rodzinie i wśród przyjaciół, będziesz miała szczęśliwe życie małżeńskie. Nie powinnaś brać wszystkiego zbyt poważnie i powinnaś prowadzić proste i przyjemne życie. Jako 32-letnia kobieta musisz zaakceptować siebie i zacząć żyć tak, jak chcesz. Jeśli uważasz, że nie jesteś piękna lub nie wiesz, jak się dobrze ubrać, powinnaś skupić się na swojej higienie osobistej i ubierać się zgodnie ze swoją osobowością. Nigdy nie należy myśleć, że dana osoba jest przystojna lub wspaniała ze względu na swój wygląd. Zamiast tego należy skupić się na osobowości danej osoby. Tak więc, jeśli chcesz wieść szczęśliwe życie małżeńskie w wieku 32 lat, powinieneś zastosować się do powyższych wskazówek. Wnioski: Tak więc wiesz już, że życie 32-letniej kobiety nie ogranicza się do posiadania dzieci czy nawet zdobycia męża. W wieku 32 lat można prowadzić proste i szczęśliwe życie małżeńskie.
Chcesz być szczęśliwą kobietą i jednocześnie szczęśliwą partnerką w związku ale nie wiesz jak to zrobić? Przyjdź na nasz warsztat! Termin: godzina Cena: 300 pln od osoby Miejsce: Splot Artystyczny, Śniadeckich 17, Metro Politechnika, Warszawa W programie między innymi: Gdzie szukać szczęścia i czym ono jest? Wdzięczność to budujące uczucie Pozytywne myślenie przyciąga pozytywne zdarzenia Dlaczego malkontentów należy posłać do diabła? Kim jestem i dlaczego jestem ważna? Nie usiłuj podobać się wszystkim. Zacznij podobać się sobie! Co to znaczy szczęśliwy związek i jaka jestem „ja” szczęśliwa w związku Na jakim etapie miłości jestem – jak to się przekłada na moje relacje Jak dbać o związek – namiętność, intymność Co dawało nam wcześniej szczęście i co może sprawić, że będziemy szczęśliwi w przyszłości? „Wtłaczanie szczęścia” Na koniec spotkania organizujemy loterię z nagrodami! Więcej o wydarzeniu: Justyna Krawczyk Style Coach TM Właścicielka firmy Jak Być Szczęśliwą Kobietą Agnieszka Sochar Psycholog, Coach Relacji Partnerskich, Właścicielka firmy Dobrana Para
W 2013 roku zawarto w Polsce 181 tys. małżeństw. Rozwiodło się zaś 66 tys. par, co oznacza, że wskaźnik rozwodów mierzony ich proporcją wobec nowo zawartych związków wynosi 36,4 proc. I rośnie z roku na rok – jeszcze 10 lat temu rozchodziła się tylko jedna czwarta zaobrączkowanych. Obecnie rozwodzi się aż jedna na trzy pary. Dlaczego? Ludzie są coraz mniej przyzwyczajeni do tego, że o małżeństwo trzeba dbać i je pielęgnować. Przecież to nie telewizor, który kupujemy, przynosimy do domu, stawiamy na regale i sam działa, tylko czasem kurz z niego ścieramy. Przyrównałbym je do ogrodu, a małżonków do ogrodników, którzy o ten ogród wspólnie dbają. A w ogrodzie zdarzy się i ulewa, i plaga ślimaków, i wizyta kreta... Albo właściciele mają odmienne koncepcje ogrodnicze. To zupełnie naturalne, że ludzie w małżeństwie się kłócą. Postawiłbym nawet tezę, że jakiś rodzaj konfliktu i momenty niedogadywania się są na stałe wpisane w związek. Mam takie spostrzeżenie, że ludzie coraz mniej potrafią sobie z tym radzić. Więc wpadają na najprostszy pomysł, czyli "przerwijmy to". I występują o rozwód. Powinni zmierzyć się z konfliktem? Jestem przekonany, że na pewnym etapie bliskości konflikt jest nieodzowny, bo buduje właśnie tę bliskość. Jeżeli słyszę od małżeństwa "my się nigdy nie kłócimy", budzi to mój niepokój, a nie podziw. Nieporozumienia są sposobem na poznawanie się i docieranie partnerów. Umiejętność rozwiązywania problemów przez kłótnię jest niezwykle istotna dla związku. Czyli jeżeli nie chcemy się rozwieść, to powinniśmy się ze sobą spierać? Powinniśmy nauczyć się konstruktywnie sprzeczać. Kłótnią nazywam tu nie samą ostrą wymianę zdań, ale cały kilkuetapowy proces. Najpierw jest rodzaj zwiastuna: coś jest nie tak, poirytowanie rośnie. Później pojawia się pretekst i rozładowujemy to napięcie, zadając emocjonalne ciosy, krzyczymy, trzaskamy drzwiami. Gdy emocje już opadną, pora na kolejny etap. Możemy się przeprosić za to, co robiliśmy w złości, i zastanowić, o co tak naprawdę się pokłóciliśmy. Bo zazwyczaj nie chodzi tylko o te brudne naczynia czy niezajmowanie się domem, ale o coś innego, tkwiącego głębiej. O postawę współmałżonka, na przykład jego zobojętnienie, odsunięcie, zbyt duże zaangażowanie w pracę, jakąś dezercję z pola wspólnotowego małżeństwa. Kłótnia będzie miała sens tylko wtedy, jeśli o tym porozmawiamy. Ale co zrobić, żeby ta rozmowa nie przerodziła się w kolejne starcie? W pewnym momencie napięcie opada i ludzie już nie chcą się dalej kłócić. Oczywiście można strategicznie nie rozpoczynać tego tematu, kiedy jesteśmy jeszcze emocjonalnie rozgrzani, ale trzeba to zrobić. Bo jak powiemy: "już się nie kłóćmy, nie wracajmy do tego", to jest to bardzo niebezpieczne. Nie rozwiązujemy problemu, tylko go przyklepujemy, a on i tak będzie się jątrzyć i prędzej czy później znowu pojawi się stan zapalny? Dokładnie. Dlatego ani udawanie, że nic się nie stało, ani na przykład seks "na zgodę" nie jest dobrym pomysłem. Jeśli przerwiemy kłótnię na etapie wyrażania złości i pretensji, to niczego ona nie zmieni w naszych relacjach, będzie tylko rozładowaniem emocji. Za pomocą seksu nie pogadam o swoim poczuciu odrzucenia czy osamotnienia, o tym co mnie boli, czy czego mi brakuje. Potrzebna jest szczera i głęboka rozmowa i to nie o tym "co ty", tylko o tym "co ja". Czyli nie że: "bo ty mnie nie szanujesz" tylko: "czuję się samotna, potrzebuję więcej troski z twojej strony"? Tak, chodzi o to, żeby, mówiąc metaforycznie, nie być u kogoś w ogródku, tylko u siebie. Jak już wyciągniemy to, o co chodziło, np. że ona czuje się samotna albo że on nie za bardzo poświęca się dla rodziny, to wtedy przechodzimy do kolejnego etapu: "uff, znaleźliśmy problem i nazwaliśmy go". Teraz pytanie, jak sobie z nim wspólnie poradzimy, co zrobimy, żeby się nie powtórzył w przyszłości. I to jest niezwykle przyjemny moment, takie ponowne spotkanie. Para wspólnie mierzy się z problemem, a to buduje i cementuje ich bliskość. Małżonkowie mają poczucie, że weszli szczebel wyżej, coś razem pokonali. Takie wspólne załatwienie sprawy gwarantuje, że gdy się pojawią kolejne kłopoty w przyszłości, to sobie z nimi poradzimy, bo już wiemy jak. Nawet gdy małżonek nas zdradzi? To według danych GUS-u z 2014 roku drugi, po niezgodności charakterów, powód rozwodów w Polsce. Zdrada może być kryzysem, który posłuży budowie małżeństwa. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie namawiam do skoków w bok jako sposobu na odnowę związku. Ale zdarza się, że ona rozwala budynek, który już się chwiał. Gdy tak się stanie, należy przeanalizować wstecz, co takiego się stało, że związek runął, gdzie popełniliśmy błąd i dopiero na gruzach zacząć budować od nowa. Ale jak wtedy rozmawiać? No, i tu dochodzimy do dwóch ważnych kwestii. Po pierwsze, do systemu wartości, na jakich zbudowane jest małżeństwo. Bo jeżeli mamy wspólny (a uważam, że jest to niezbędne, żeby mieć pewność, iż dla mnie i dla partnera ważne są te same podstawowe kwestie), to wtedy opierając się na tym układzie, uznajemy, że nie po to braliśmy ślub, żeby się rozwodzić. I że spróbujemy o to małżeństwo zawalczyć. Rozwód jest jak obcięcie nogi, to ostateczność. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, że wdaje się gangrena i jest zagrożenie życia, więc trzeba kończynę amputować. Ale raczej są to wyjątki. Na co dzień powinniśmy o tę nogę dbać, ubierać ją, myć, iść z nią do lekarza, jeśli coś jej dolega i ją wtedy leczyć. Czyli papiery rozwodowe składać dopiero wtedy, gdy zrobiliśmy wszystko, by uratować małżeństwo, ale się nie udało? Tak. Co oznacza poinformowanie partnera, że coś się psuje, że coraz częściej nachodzą nas myśli o rozwodzie. Potem wspólną próbę szukania problemu i jego rozwiązania, a jeśli wyczerpiemy nasze zasoby i nic się nie zmienia, to należy zwrócić się o pomoc na zewnątrz, na przykład pójść razem na terapię. Tu dochodzimy do drugiej bardzo ważnej kwestii - uczciwości. Nie tylko wobec małżonka, ale przede wszystkim wobec siebie. I o zadanie sobie pytania – i nie mówię tu tylko o sytuacji zdrady, ale każdego kryzysu w małżeństwie – co mogłem zrobić, żeby do tej sytuacji nie dopuścić? Nie chodzi o branie na siebie winy za wszystko, ale o sprawdzenie, popatrzenie okiem obserwatora, jaki był mój udział w tej sprawie? Do tego potrzebna są autorefleksja i uczciwość. Nie każdego na nie stać... Ludzie mają naturalną skłonność do obarczania winą kamienia, o który się potknęli, a nie siebie, że szli nieuważnie. Pamiętając o tej przywarze, łatwiej odnaleźć w sobie ową uczciwość. Jeśli napięcia czy konflikty się powtarzają i chcemy je zrozumieć, to warto spojrzeć na relację oczami drugiej strony, zobaczyć nie tylko to, czego ja od niej nie dostaję, ale to, czego jej nie daję. Dlaczego ona znowu nie ma ochoty na seks ze mną albo dlaczego on ma znowu do mnie pretensje? Co mógłbym zrobić inaczej, czy może czymś go prowokuję? I pewnie byłoby dobrze o tym z małżonkiem porozmawiać? Tak, tylko nie na zasadzie: "chodź, porozmawiamy o tym, co ty źle robisz", bo od tego od razu szału można dostać. Nawet jeśli wydaje mi się, że wina jest po drugiej stronie, zaproszenie do rozmowy mogę sformułować: "słuchaj, ja nie widzę, że coś robię źle, ale powiedz mi, jak to z twojej strony wygląda, może coś znajdziemy". Bardzo się wtedy przydaje nienapastliwy sposób rozmowy i przyjęcie, że oboje mamy problem, a nie że "to twoja wina". Problem w tym, że nie wszyscy mają odwagę powiedzieć, co tak naprawdę myślą lub nie ma w nich gotowości, by wysłuchać partnera – nie atakując go, żeby dać mu powiedzieć, co o nas myśli. A żeby taka rozmowa miała sens, musi się odbyć w atmosferze zaufania, a nie traktowania się jak wrogów. Bo jeżeli znowu zaczyna się walka, to znaczy, że na razie musimy pozostać w drugim etapie kłótni i jeszcze się na siebie tylko pozłościć. Wygląda na to, że aby uratować małżeństwo, należy zapanować nad własnym ego... I też zrozumieć, że gdy partner mówi, iż czegoś chce, to nie jest to skierowane przeciwko nam. Dobrze byłoby, gdyby oboje mieli odwagę wyznać swoje potrzeby i dać drugiej stronie przestrzeń, by powiedziała o swoich. Mężczyźni często mówią: "kobieto, powiedz mi, co mam zrobić, to ja to zrobię", a ona się wtedy obraża, że nie chce takiego zdalnie sterowanego robota, że niech sam się domyśli. Tymczasem on naprawdę nie wie. Ale gdy dadzą sobie możliwość spokojnej rozmowy, może się okazać, że on nie wie nie tylko, co konkretnie ma zrobić, ale na przykład w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że okazywanie czułości jest dla niej takie ważne. A brak tej czułości jest częstym źródłem napięć i konfliktów w ich małżeństwie. Jak się tego nie "rozpakuje" i nie obejrzy, to może być to powód oddalania się od siebie małżonków. Ten rodzaj problemu często pojawia się, gdy rodzi się pierwsze dziecko. Jak to? Nie ratuje związku? Przecież wiele osób sprawia sobie dziecko, bo w małżeństwie źle się dzieje i ono ma wszystko naprawić... Dziecko niczego nie naprawia. Poza całą miłością i radością, którą przynosi, jego pojawienie się w rodzinie to też ogromny stres. I wtedy, jeśli któreś z małżonków jest np. zadaniowcem, uruchamia wszystkie swoje zasoby i zaczyna funkcjonować tak, że celem jest posprzątanie, kupienie pieluch, zarobienie pieniędzy, itd., konkretne ogarnięcie sytuacji na poziomie fizycznym. Zadaniowiec nie ma jednak w sobie przestrzeni na czułość, rodzaj celebrowania bliskości, to żołnierz na wojnie. A jeśli drugi małżonek ma tryb np. wrażliwca, czyli "jest mi ciężko, potrzebuję, żeby mnie ktoś przytulił i pocieszył" i dopiero, gdy otrzyma to wsparcie, jest gotowy działać, no to mamy problem. I znowu trzeba się zatrzymać, spotkać i pogadać, o co chodzi, dlaczego się kłócimy. Ona mówi: "Bo kiedyś byłeś inny", a on: "Kochanie, ale ja walczę teraz o rodzinę, nie myślę o przytulaniu i kwiatkach". Na to ona: "Tak, ale ja się źle czuję, kiedy mnie w ogóle nie przytulasz". No, i mają szansę się dogadać i wypracować jakiś poziom przytulania, który uratuje sytuację. A co z mężami i żonami, którzy już patrzeć na siebie nie mogą, ale utrzymają małżeństwo "dla dobra dziecka"? To złożony problem. Poczęcie i urodzenie dziecka jest zwieńczeniem bliskości. Trzeba ją najpierw zbudować, utrzymać, czyli umieć pielęgnować, a dopiero później, do już istniejącego obszaru wzajemnej zażyłości, zaprosić dziecko. Ono wtedy staje się częścią naszej bliskości. Kiedy rodzice przeżywają kryzys małżeński, posiadanie dziecka może być argumentem do zmiany relacji w ich małżeństwie, ale nie może być usprawiedliwieniem do trwania w stanie wojny lub nawet cichej wojny. Wtedy rodzice dla dziecka powinni spróbować coś zmienić, ale nie trwać w tym co jest. Inaczej to nie ma sensu. A co jeśli jedno z małżonków się zmieniło, poszło na studia, ma nową rozwijającą pracę i "stary mąż" czy "stara" żona przestała mu do tego nowego, wspaniałego życia pasować? Myślę, że to nie jest dobry argument do rozwodu, że ja się rozwinąłem, a ty nie, więc poszukam sobie kogoś innego, bo potrzebuję czegoś więcej. W małżeństwie istnieje coś bardzo istotnego, co nazwałbym odpowiedzialnością, nie tylko za siebie, ale i za współmałżonka. Wracając do metafory ogrodu – biorąc ślub, łączymy nasze dwa osobne ogrody w jeden wspólny i razem o tę część dbamy, także realizując siebie – ale w kontekście "my". Czyli gdy małżeństwo decyduje, że po urodzeniu dziecka żona zostaje z nim w domu, a mąż idzie do pracy, bo lepiej zarabia, to on idzie do pracy i np. robi karierę nie po to, żeby być pracownikiem miesiąca, ale żeby się efektami swojej działalności podzielić z rodziną. Czyli rozwijam się dla rodziny, nie tylko dla siebie? I jak jestem uczciwym małżonkiem, to pomagam w rozwoju także drugiej połówce. Jedną z najważniejszych cech dobrego małżeństwa, poza wzajemnym szacunkiem, jest gotowość do pracy nad sobą i relacją. Jeśli ją mamy, małżeństwo może być wyzwaniem na całe życie. Funkcjonuję w nim według schematów, za pomocą których do tej pory dawałem sobie radę w sytuacji rodzinnej, z innymi ludźmi. A może się okazać, że wziąłem sobie na małżonka kogoś, z kimś te schematy nie działają. I wtedy nie jest to kwestia korekcji tylko pewnych zachowań, żeby się nam układało. Czasami wymaga to głębokich zmian w sposobie moich interakcji ze światem. I jeżeli ich nie dokonam, to nie będę funkcjonował dobrze w żadnym małżeństwie, nie tylko w tym. W Stanach Zjednoczonych rozwodzi się ponad 60 proc. drugich małżeństw i 70 proc. trzecich... Często ludziom się wydaje, że małżeństwo jest nieudane, bo związali się z niewłaściwym partnerem, że z kimś innym żyliby lepiej. Odrobina prawdy w tym może być, ale gdybym miał wybrać 10 powodów, dla których ludziom nie wychodzi, to ten byłby setny. Małżeństwo to nie jest stan, tylko zadanie do wykonania. Udaje nam się to lepiej lub gorzej, ale nie ustajemy w drodze. O to w tym chodzi. Rozmówcą był Kuba Jabłoński, psycholog i psychoterapeuta z Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej Intra.
jak dbać o kobietę żeby była szczęśliwa